Zapewne
wielu z was, zastanawia się jak to jest prowadzić podwójne życie... Nie
chodzi mi tu o show biznes, codzienność czy romanse... O nie. To o co
chodzi mi, [T.I.], zdecydowanie wyróżniającej się od reszty płci
żeńskiej, dziewczynie, jest bardziej skomplikowane, niż się wydaje. Nie
jestem taka jak reszta moich
rówieśniczek, z którymi uczęszczam do trzeciej klasy liceum. Różni nas
wiele cech i wyrzeczeń, jednak zdecydowanie najistotniejszą z nich jest
to, że nie należę do ich gatunku- człowieka.
Może w połowie, ale
jednak. Więc teraz pada pytanie. Kim w takim razie jestem? To trudne do
wyjaśnienia. Sporo osób nie uwierzy, w to co teraz powiem, ale niestety.
Rzeczywistość jest inna.
Mój prawdziwy dom znajduje się kilkaset
metrów pod wodą... Tak. Nie przesłyszeliście się. Tam miałam rodzinę,
która opiekowała się mną do momentu, gdy jej życie na tej planecie
dobiegło końca. W starciu z inną odmianą syren, bo nią właśnie jestem,
zginęli moi rodzice oraz dwójka starszych braci. Zostawili małą
pięciolatkę pod opieką chorej już babci, która zdążyła usamodzielnić
swoją wnuczkę, opuszczając świat żywych... Tak więc, co robię tu? Wśród
ludzi? Prowadzę inne życie. Mam osoby, które zastępują mi rodzicieli,
przyrodnie rodzeństwo i tylko jednego, lecz prawdziwego przyjaciela.
Podobno miłość damsko-męska nie istnieje... Owszem. To prawda. Mój
"przyjaciel" już od dawna jest kimś więcej, niż tylko druhem. Kiedyś
obiecałam sobie, że nie zakocham się w żadnym z przedstawicieli rasy
człowieka. Czy dotrzymałam słowa? Bez wątpienia... Nie. Pokochałam go
jak nikogo innego, tym samym narażając na niebezpieczeństwo.
Spotykaliśmy się regularnie. To w szkole, to w parku, w domu czy z
resztą jego przyjaciół. Wielokrotnie próbowałam spełnić ich marzenia,
którymi było założenie zespołu i koncertowanie po świecie. Mieli
niesamowity dar. Ich głosy, przepełnione magią, razem tworzyły jedność,
przepuszczając przez pryzmat muzyki, doskonałość. O tego momentu, minęły
trzy lata. Udało się. Osiągnęli swój szczytny cel, zarazem spełniając i
mój. Dzięki wielokrotnym namową, kłótnią i radykalnym próbą ściągnięcia
ich na casting, udało się stworzyć jeden z najsławniejszych zespołów na
świecie.
Czy moje uczucia przetrwały próbę czasu? Bez wątpienia.
Ośmielę się rzec, że nasilają się z każdym dniem, spędzonym w jego
towarzystwie.
-[T.I.]! Jedziemy!- usłyszałam jego niski,
zachrypnięty głos, który za każdym razem wywoływał stado motyli w moim
brzuchu. Stukając szpilkami o drewniane schody, trzymając kawałek
fioletowej, uszytej z jedwabiu sukni, sięgającej do kostek zeszłam na
sam dół, gdzie wraz z swymi towarzyszkami czekała reszta. Liam jak
zwykle w garniturze świetnie podkreślającym umięśniony tors, obejmował w
pasie szatynkę o kręconych włosach, ubraną w kremowy kostium, która na
imię miała Danielle.
Louis, ubrany w bordowe rurki, białą koszulę i
szelki, czule całował Eleanor- szczupłą dziewczynę, o brązowych włosach i
hipnotyzującym spojrzeniu, której zgrabną talię, podkreślała zwiewna
sukienka po kolano. Zayn i Perrie. Wzorowa para. On wystylizowany
podobnie jak Payne i ona- blond włosa, z przyjaznym uśmiechem,
otrzepująca swoją czerwoną mini.
Niall? On zawsze czuł się dobrze
jako singiel. Również w czarnym garniturze oraz włosami postawionymi na
żelu, prezentował się nienagannie. I nadszedł czas na niego...
Wysokiego, dobrze zbudowanego bruneta, o kręconych włosach, niesfornie
opadających na czoło, zielonych jak pierwszy wiosenny liść, oczach i
promiennym uśmiechu, uwydatniającym rząd równych, białych zębów. Ręce
chował w kieszeniach czarnych rurek, na które swobodnie opadała szara
marynarka. Wpatrywał się we mnie, dokładnie lustrując każdy szczegół.
Wolnym krokiem, skierował się w moim kierunku, szepcząc na ucho dwa
słowa, które za każdym razem, poprawiały mój humor.- Wyglądasz pięknie.-
uniosłam lewy kącik ust ku górze, a on objął delikatnie moją talię. Nie
czekając chwili dłużej, opuściliśmy dom, wsiadając do długiej, białej
limuzyny, stojącej na podjeździe. Na co wybierała się nasza dziewiątka?
Na jedną z najważniejszych dla zespołu uroczystości, a mianowicie,
trzeciej rocznicy założenia zespołu. Każdy z swoją partnerką przy boku,
bądź ważną dla niego towarzyszką, przemierzał czerwony dywan, skąpany w
blaskach fleszy. Uśmiechnięta od ucha do ucha, z Harrym pod rękę,
przemierzałam dzielnie drogę, kierując się w stronę przestronnego
lokalu, w którym miejsca grzali, najważniejsze osoby w karierze
chłopców. JR, rodzina, wytwórnie, producenci, menager, przyjaciele, w
tym też my. Wcześniej serdecznie witając przybyłych gości, zajęliśmy
miejsce przy wyznaczonym dla nas stoliku. Gustownie urządzony lokal,
wprawiał w nastrój, pozwalający na cieszenie się swoją obecnością.
Ciągłe znoszenie toastów, wspomnienia, śmiechy i dyskusje, udzielały się
każdemu z nas.
Jednak w pewnym momencie, wydarzyło się coś, o czym nie ośmieliłam się śnić w nawet najskrytszych snach.
-Panie, panowie, proszę o uwagę.- Harry, najwidoczniej mocno
zdenerwowany, podniósł się z siedzenia, przenosząc swój wzrok na mnie.-
Mam wam coś do powiedzenia...A zwłaszcza jednej osobie, która była ze
mną od początku... [T.I]...- wyszeptał, sprawiając, że moje serce,
zabiło sto razy mocniej.- To właśnie ty pokazałaś mi, czym jest wiara w
marzenia, przyjaźń bez zobowiązań, szczerość i bezinteresowność. To ty
byłaś ze mną w każdej trudnej sytuacji, przyczyniłaś się do spełnienia
moich pragnień i pokazałaś mi czym jest miłość... Tak miłość...
Przekonałem się o tym już dawno, jednak wmawiałem sobie, coś, co było
nie prawdą... Więc... Chciałbym... Cię o coś poprosić... Czy zostałabyś
moją wybranką życia?- w moich oczach zalśniły łzy... Łzy szczęścia, a
zarazem ogromnego smutku. Tego się bałam... Nadszedł czas pożegnania.
-Harry... Ja nie mogę...- nastała cisza. Wszyscy zawzięcie wbijali w nas zainteresowane spojrzenia.
-Ale...- zająknął się. Wybiegłam z budynku, kierując się ku rzece,
znajdującej się nie opodal. Nie dostrzegłam jednak, że chłopak biegnie
za mną. Powstrzymał mnie przed skoczeniem do wody.
-Harry. Przepraszam... Nie mogę. Kocham cię, ale nie potrafię...- uniósł mój podbródek.
-[T.I.], co stoi na przeszkodzie?- spuściłam wzrok.
-To, że... Jestem syreną...- zamilkł. Stał znieruchomiały, przyglądając się mi z nie do wierzeniem.
-To nie możliwe...- szepnął po chwili, a ja pokręciłam głową, roniąc łzę.
-Jedna realne... Czas się pożegnać...- z całej siły wtuliłam się w
chłopaka. Po dłuższej chwili odsunął mnie od siebie, zachłannie wpijając
się w usta... Drżące usta, próbujące nie uwolnić wszystkich emocji,
targających wnętrzem...
-Żegnaj...- nie zważając na błagania chłopaka, wskoczyłam do wody, by na zawsze zakończyć jedno z dwóch żyć...