Zbiegłam po schodach z dużą torbą na plecach.
- Moja księżniczka już gotowa? - zapytał Zayn, pakując ją do bagażnika.
- Czy księżniczki jeżdżą pod namiot? - zażartowałam, dając mu kuksańca w
bok. Posłał mi uśmiech i już po chwili siedzieliśmy w nagrzanym
samochodzie. Ja prowadziłam.
Przez kolejne trzy godziny gadaliśmy w sumie o niczym: Zayn żartował, grzebał przy
radiu, ogólnie robił wszystko, żeby tylko umilić nam drogę. Ja
natomiast wyobraziłam sobie, że siedzimy na skraju urwiska, wtuleni w
siebie, a nad nami wisi olbrzymi księżyc w pełni...
- Słuchasz mnie? - zapytał zirytowany Zayn.
- Tak, tak... - skłamałam. Chłopak nadal coś mówił.
Chwilę później byliśmy na miejscu.
Połyskliwe jezioro szemrało delikatnie. Wysokie na kilka metrów sosny
wydawały się szemrać do nas ciche słowa. Najchętniej rzuciłabym się do
wody, gdyby nie Zayn podający mi namiot.
- Rozłóż, ja poszukam śledzi - uśmiechnął sie czarująco. Co miałam zrobić?
Rozpakowałam namiot. Zayn przeszukiwał bagażnik, wywalając wszystko na
zewnątrz. Korzystając z okazji złapałam w locie swój strój kąpielowy i
szybko się przebrałam, po czym wskoczyłam do cieplutkiego jeziora.
- Zayn, dawaj do wody! - krzyknęłam, wynurzając się.
- Zaraz! - odkrzyknął. Czekałam na niego jeszcze pięć minut, ale nie
przyszedł, więc wypłynęłam na otwartą wodę olbrzymiego jeziora.
Po chwili zobaczyłam na pomoście swojego chłopaka. Oczywiście, bał się do tej wody wejść. Zapomniałam o jego lęku.
Zanurkowałam, popłynęłam do niego i złapałam za nogę, będącą pod
powierzchnią wody. Usłyszałam wrzask i nerwowe wdrapywanie się na
pomost.
Wynurzyłam się i ryknęłam śmiechem. Zayn spuścił głowę, oddychając głęboko.
- Kretynka - mruknął.
- Ja przynajmniej potrafię pływać - odpyskowałam.
- I tak jesteś kretynką - warknął, a po chwili się opamiętał. - Muszę
coś załatwić. Możesz tu na mnie zaczekać? W przenośnej lodówce jest piwo
i coś do jedzenia, a w namiocie zgrzewka wody jabłkowej - uśmiechnął
się przepraszająco. Kiwnęłam głową.
Będąc sama na skraju lasu,
gdzie mieszał się on z jeziorem, zastanawiałam się co takiego ważnego
musiał załatwić Zayn, że zostawił mnie tu samą.
No tak, pewnie coś z zespołem. Tak to jest, jak się ma sławnego chłopaka.
Pływałam i pływałam, napawając się ciszą towarzyszącą temu miejscu.
Jakby ktoś zamknął mnie w szklanej kuli, pośrodku pozbawionego owadów
lasu... W ogóle, pozbawionego zwierząt. Nie było tu nawet ptaków, ani
żadnej wiewiórki.
To było dosyć przerażające.
- Zayn zaraz wróci - powiedziałam głośno, żeby przekonać samą siebie. Mój głos rozległ się echem po okolicy, więc zamilknęłam.
- Kotku, jestem!
Wylazłam z namiotu. Siedziałam tam od dobrej godziny, czytając jakąś
książkę. Zero internetu. Zero zasięgu. Byłam zdana na książkę i Zayn'a.
- Nareszcie - powiedziałam, przytulając się do niego. - Nawet nie wiesz, jak się stęskniłam.
- Nie było mnie ledwo dwie godziny! - oznajmił mi. Wzruszyłam ramionami.
- O dwie godziny za dużo - mruknęłam. Tuliliśmy się jeszcze przez chwilę.
- Ale za to mam dla ciebie niespodziankę - powiedział, całując mnie w czoło. - Załóż trapery i chodź.
Łaziliśmy prawie bez celu po lesie. Komary atakowały nas jak wściekłe,
woda powoli się kończyła, a ja coraz mniej wierzyłam w sens tej podróży.
Zayn jednak uparcie twierdził, że tą niespodziankę zapamiętam do końca
życia. Pozostawało mi zaufać mojemu chłopakowi.
Wreszcie dotarliśmy
do polanki. Naprawdę przecudnej polanki. Słońce oświetlało każdy jej
kawałek, było tak ciepło, że zatrzymałam się i z rozkoszą wystawiłam
twarz ku słońcu. Zayn pociągnął mnie za rękę, nie dając chwili
wytchnienia.
Zobaczyłam nasz cel: duży koc w różowo-żółtą kratę,
rozłożony na skraju urwiska. Ktoś postawił na nim ładny koszyk, obie
klapki były zamknięte.
- Zapraszam na obiad - powiedział Zayn. Roześmiałam się.
- To po to tu przyszliśmy? - zapytałam. - Durny jesteś.
Zayn wzruszył ramionami i otworzył koszyk. Było w nim chyba wszystko, co nadawało się na biwak.
- Babeczki! - wrzasnęłam. - Uwielbiam babeczki!
- Wiem - roześmiał się chłopak. - Częstuj się. - Wyjął jedną, z różowym
serduszkiem z lukru i podał mi ją. - Tę zrobiłem specjalnie dla ciebie.
Tylko jedz ostrożnie!
Zaśmiałam się. Ugryzłam kawałek. Był pyszny -
ciasto było cytrynowe i puszyste, lukier słodki, idealnie kontrastujący
z lekko kwaśną posypką...
I wtedy ugryzłam coś twardego.
Zamarłam, zastanawiając się, co z tym fantem zrobić. Przełknęłam ciasto,
macając językiem to twarde coś. Z pewnością było to jakieś kółeczko
puste w środku, jakby ramka... i miało jeszcze jakieś sterczące...
- Co jest? - zapytał Zayn z uśmiechem cisnącym się na usta.
Uniosłam dłoń do ust i wyjęłam... pierścionek. Śliczny, z
ciemnoczerwonym kamieniem szlachetnym. Był lekko ubrudzony ciastem, ale
nadal był piękny.
- O mój Boże, jaki śliczny - westchnęłam. Wyjęłam
chusteczkę i powycierałam go delikatnie. - To było specjalne? -
spojrzałam na Zayn'a.
Chłopak sięgnął po pierścionek, który bez protestów mu oddałam, i złapał moją cofającą się dłoń.
- Wyjdziesz za mnie? - zapytał, nakładając pierścionek na palec.
Zamurowało mnie. Dłoń, której nie trzymał Zayn, zacisnęła się na
babeczce, a ja wzięłam głęboki wdech.
Zayn posmutniał lekko, opacznie rozumiejąc moją reakcję.
- Jasne, skarbie - powiedziałam, rzucając się w jego ramiona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz